Poruszamy się w świecie znaczeń, a nie faktów. Trudno byłoby znaleźć cokolwiek, co dla wszystkich ludzi na świecie miałoby takie samo znaczenie, chociaż istnieją rzeczy policzalne i obiektywnie mierzalne. Diagnoza lekarska bywa przyjmowana z rezerwą i chociaż już stan konta jest bezdyskusyjny, to znaczenie jakie ten stan ma dla konkretnej osoby już nie. Jedni sa szczęśliwi, kiedy zamykają miesiąć na zerze, inni nie martwią się debetem, jeszcze inni źle się czują bez konkretnej poduszki finansowej. Wobec takiej rzeczywistości w zasadzie istnieje tylko stan przejścia - ten ledwie zauważalny moment między "tu i teraz" i sekundę po "tu", kiedy nadam znaczenie mojemu "teraz" i pójdę za nim. To - w moim rozumieniu, bardzo optymistyczna perspektywa, korespondująca z metaforą drogi, z którą często utożsamia się życie, będące zmianą. Z metaforą zmiany, którą jesteśmy i w niej umocowanej nadziei, o której mówi się, że umiera ostatnia. Słowa Biblii (Syr33,20-21) "Póki żyjesz i tchnienie jest w Tobie, nikomu nie dawaj nad sobą władzy", nawiązują także do utraty nadziei. Jeśli nikomu to także beznadziei, myśli, która Ciebie zniewala. Znaczeniu, które nadałaś lub nadałeś jakiemuś faktowi, słowu, gestowi, człowiekowi, pracy, pieniądzom, nałogowi, rzeczy. Komukolwiek oddasz władzę nad sobą nadając temu niewłaściwe znaczenie oddalasz się od prawdy. W psychoterapii bardzo dużo miejsca zajmuje odkrywanie właściwych znaczeń. Droga od tych wdrukowanych przez ważne osoby, do tych autentycznie przeżywanych przez osobę jest bolesna. Odkrywanie, że było się realizatorką lub realizatorem cudzej wizji, narzędziem w cudzych rękach musi boleć. Ale jest czas przejścia od cudzego, do mojego, od nieprawdziwego, do prawdziwego, od tego co kiedyś było bliskie, do tego, co jest jeszcze bliższe. Wobec takiego biegu życia zatrzymywanie się zbyt długo przy stracie lub utknięcie w tym stanie zatrzymuje drogę ku zmianie. Być może utknięcie to ratunek dla zalęknionych. Gdyby jednak przyjąć perspektywę tymczasowości "teraz" jako jedynej prawdziwej, to natychmiast okazuje się, że co prawda niczego zatrzymać nie można, ale można zatrzymać się. Mentalnie i emocjonalnie oczywiście, bo wszystko wokół się zmienia, nasze ciała się zmieniają, więc zatrzymanie jest próbą pójścia pod prąd biegowi życia. Możesz swoją łódź życia sprowadzić na mieliznę i tam utknąć. Możesz odrzucić wiosła i dać się nieść nurtowi, możesz też wiosłować i nadawać kierunek swojemu życiu, odpoczywać, kiedy potrzebujesz i z całych sił walczyć z nurtem, kiedy przyjdzie wielka fala. Rozbitą łódź możesz naprawić, lub uznać, że już się do niczego nie nada. Ty nadajesz znaczenia.