Jesteś, ale tak naprawdę Ciebie nie ma. Spotykasz się, ale tak naprawdę się nie spotykasz. Wiesz, ale tak naprawdę nie wiesz, tylko sobie wyobrażasz. Dlaczego kontakty w wirtualnej przestrzeni nie karmią? Co takiego się dzieje, że frustracja związana z tym, że nie odpisała przez trzy dni, że odczytał i nie zareagował, zareagował, ale tak, jakby się nie ucieszył. Milczał trzy godziny, choć był aktywny jest tak ogromna? Nie może być inaczej. Brak żywego, obecnego kontaktu nie daje poczucia bezpieczeństwa, nie buduje zdrowej więzi, ale przede wszystkim nie karmi wystarczająco. W realnym kontakcie mało prawdopodobne jest, że ktoś na zadane pytanie nie zareaguje. Że wstanie, odejdzie i zniknie bez słowa wyjaśnienia, choć to się zdarza, ale zwykle znamy kontekst, bo coś się wydarzyło chwilę wcześniej. Wirualne kontakty są ograbione z większości kontekstu, ale przede wszystkim nie są żywe, więc nie karmią wystrczająco. Są posbawione zapachu osoby, dotyku, rezonansu emocjonalnego na realanym poziomie, bo często reakacja odnosi się do wyobrażonego stanu emocjonalnego osoby, z którą się kontaktujemy, a nie jej realnego stanu. Realne kontakty pozostawiają wspomnienia - piliśmy wiono, ono smakowało wyjątkowo. Było gorąco lub bardzo zimno, padliśmy sobie w objęcia na peronie, płakaliśmy na filmie, kłóciliśmy się, bo nie rozumiał i przytuliliśmy, kiedy zrozumiał i przeprosił. Zapach lasu, ogniska, jedzenia, znajomy, który dołączył i było jeszcze milej. Kumple poklepujący po plecach, bo celnym rzucie, łzy wzruszenia, kiedy odpakowywałam prezent i jej wilgotne ze wzruszenia oczy. To wszystko wspomnienia, których wirualne kontakty nie dają. Wirualne kontakty nie karmią zmysłów. Wirualny seks jest samotny. Kiedy słyszę: "on chciał mi przysłać zdjęcie swojego penisa. Po co, skoro go nie znam? W internecie są zdjęcia penisów, ja chciałam z nim rozmawiac po niemiecku, do tego służy ten portal, do rozwijania języka z osobami z całego świata...". Pojawia się lęk, czy następna osoba, którą zaczepię w internecie nie zachowa sie tak samo? W realnym świecie nie pokazujemy penisa osobie, której nie znamy, chyba, że alkohol, narkotyki lub zaburzenie to w danym momencie uzasadniają to przez utratę kontroli. W wirtualnym świecie granic w zasadzie nie ma. Ilość naruszeń przerasta nasze wyobrażenia. Dotyczy to rzeszy młodych ludzi, które nie pójdą z tym do dorosłej osoby, bo chociaż taki kontakt jest wirualny, to wstyd z jego powodu jest realny. Złość jest realna, samotność jest realna, pustka jest realna. Znika osoba, przestaje się kontaktować i pozostaje pustka. Wirtualne kontakty są jak kroplówka, czasem podtrzymują życie w izolacji, dając jego namiastkę, ale po odłączeniu nie ma nikogo naprawdę. Mama, która patrzy w telefon i mówi do dziecka jest nieobecna. Tato, który prowdzi auto wioząc dziecko do szkoły i rozmawia przez telefon, a nie z dzieckiem jest nieobecny. Uczeń przeglądający internet pod ławką na lekcji jest nieobecny. Osoba, z którą rozmawiasz w kawiarni zerkająca na ekran położonego obok filiżanki telefonu jest nieobecna. To więzi nas podtrzymują, są ratunkiem w kryzysach, ich brak w pandemii pozostawił skutek w gwałtownym wzroście liczby stanów lękowych i zachowrowań na depresję. Przed bakteriami chronią nas szczepionki, przed pandemią pustki i samotności musimy ochronić się sami, bo na tych okruchach, na których żyje ogromna część społeczeństwa przeżyjemy, ale nie urośniemy zdrowi. Ciało wie, co jest w naszym najlepszym interesie, daje sygnały. Skazując siebie na ubóstwo żywego doświadczenia, lekceważąc potrzeby ciała, skazujemy siebie na emocjonalną pustkę i pewien rodzaj jednostkowej i społecznej degradacji. Na brak empatii, na brak zrozumienia i wsparcia, na brak możliwości wymiany tym, co nas karmi - obecności, bo wirtulanie nikt nas nie ukoi w ramionach, nie poda chusteczki, nie chwyci nas i nie podniesie na rękach ze szczęścia.