To niemożliwe – powiedział rozsądek.
To ryzykowne – powiedziało doświadczenie.
To bezsensowne - powiedziała duma.
Mimo wszystko spróbuj – powiedziało serce…
Niedługo… Tuż, tuż… Kolędy słychać już w każdym większym sklepie, choinki od dawna puszą się na wystawach w strojnych sukniach, jedni już wybierają i pakują prezenty, planują świąteczne menu. Drudzy wiedzą, że ich nie dostaną, że to nie będą ani radosne, ani rodzinne święta.
Boże Narodzenie przychodzi każdego roku o tej samej porze z kolędami, pustym miejscem przy stole, barszczem z uszkami, rybą w galarecie i opłatkiem, jakby nie licząc się z tym, czy mamy na nie ochotę, czy nie. Dla jednych wyczekiwane, z kilkoma wolnymi dniami i okazją do spotkania z bliskimi, dla drugich ze smutkiem samotności, żalem za tym, co w te święta się nie wydarzy, z brakiem nadziei na bliskość, a czasem ze łzami.
Nie wiem czym dla Ciebie – Drogi Czytelniku - jest Boże Narodzenie, nie wiem czy kiedykolwiek zadałeś sobie to pytanie? W tym przedświątecznym czasie zatrzymałam się przy słowie „narodzenie”. Urodziłeś się ileś lat temu, nie wiem ile masz lat, ale jestem prawie pewna, że odradzałeś się wiele razy. Boże Narodzenie dla mnie jest okazją do zatrzymania się nad tajemnicą odradzania się, nad tym, co we mnie rodzi się na nowo za każdym razem, kiedy upadam, wątpię, boję się, tracę nadzieję, przestaję ufać.
Pomyśl o tym, ile razy w Tobie coś umierało i rodziło się na nowo? Jeśli poświecisz w tym czasie chwilę na to, żeby zapukać do swojego serca i zapytać je – jak mogę sprawić, żebyś nabrało zaufania, siły, odwagi, szacunku dla siebie samego i innych? Co mogę zrobić, żebyś biło równym, spokojnym rytmem, żebyś się nie kurczyło na myśl o spotkaniu z kimś, komu dawno nie patrzyłeś w oczy, albo po prostu boisz się popatrzeć w oczy?
Co mogę zrobić dla swojego serca, żeby wyciągnąć rękę do kogoś, kto może już długo na to czeka? Żebyś nie udawać przed sobą, że wygodnie mi w masce obojętności, żeby pozwolić sobie na smutek i powiedzieć o nim, żeby powiedzieć jedne z najtrudniejszych słów – proszę, przepraszam, wybaczam…
Wszystko, co rodzi się w naszych sercach (mam nadzieję, że mózg nie obrazi się za tę metaforę), buduje nas od środka, sprawia, że stajemy się piękni lub brzydcy dla samych siebie i innych. Jeśli myślisz o tym, że jesteś straszy rok, Twoja twarz potrzebuje liftingu, że Twoje ciało jest za ciężkie o kilka czy kilkanaście kilogramów, że warto może zainwestować w coś na przedświątecznych wyprzedażach, jeśli zastanawiasz się, czy jednak nie umyć okien – choć plucha zatrzymaj się i przewietrz swoje serce, pobądź z nim chwilę w ciszy, zamknij oczy i usta i słuchaj… Serce powie Ci, czego najbardziej potrzebujesz na to Boże Narodzenie.