Twoje święta…
Co się kryje za stwierdzeniem – nienawidzę świąt? Co się kryje za zdaniem – kocham święta?
Święta po prostu są. Przychodzą bez względu na to, czy je lubisz, czy nie, czy masz ochotę na to, żeby przyszły, czy nie. Przychodzą tak jak dzień Twoich urodzin, sylwester, nowy rok, początek wakacji, kolejna rocznica ślubu, pogrzebu, rozwodu, przeprowadzki, podjęcia nowej pracy.
Ze świętami jest kłopot, bo „powinny” być magiczne, wyjątkowe, rodzinne, ciepłe, radosne, a tych uczuć nie jesteśmy w sobie w stanie wzbudzić w sytuacji, kiedy przy stole brakuje kogoś, kto był przy nim jeszcze w minionym roku, kiedy masz podejść z opłatkiem i złożyć życzenia komuś, z kim wcale nie podzielasz poglądów, stylu życia, wiary. Kiedy masz prowadzić rozmowy z kimś, z kim spotykasz się bardzo rzadko, a nawet go nie lubisz.
Trudno jest w święta, jeśli mają dowieść tego, że jednak się kochamy, że jednak nam na sobie zależy, że jesteśmy rodziną, że jeśli jednak zbieramy się raz lub dwa razy w roku to „powinno” być jakoś inaczej, lepiej, głębiej, a w Tobie być może tego nie ma. Wcale nie czujesz się blisko, wcale nie jesteś szczęśliwy, a może nawet czujesz się jeszcze bardziej samotny kiedy patrzysz na innych, którzy się cieszą.
Tak naprawdę w święta możemy nie lubić tego, jak się czujemy. Mogą być okropne, puste, pozbawione sensu, kiedy emocjonalnie i duchowo czujemy się opuszczeni przez Boga i ludzi. Kiedy ofiarowujemy prezenty – symbole pamięci, które czasem nie są tymi wymarzonymi przez obdarowywanego. Kiedy przyjmujemy prezenty, które nas nie cieszą.
Jeśli święta nie są tym czym mają być czyli spotkaniem z Miłością w Twoim sercu i odpowiedzią Miłości w sercach bliskich Tobie osób nie będzie świątecznie.
Może być świątecznie kiedy masz w sercu Miłość dowolnego dnia tygodnia, miesiąca, kiedy obejmujesz osobę, którą kochasz, kiedy patrzysz w oczy i w tym spojrzeniu jest spokój, jest czułość, jest radość. Cała reszta to tradycja, rytuał towarzyszący Bożemu Narodzeniu, które nie odbywało się przy zastawionym stole, przy kolędach, które było dotknięciem Miłości. Miłość sama wybrała moment na narodziny. Nie był poprzedzony wielkimi przygotowaniami, zakupami, porządkami, był spontanicznym przyjściem. Czasem słyszę – nie jestem gotowa/y na miłość. Może w to miejsce lepiej powiedzieć boję się Miłości, boję się zaskoczenia Nią, boję się, bo nie potrafię zaufać, że ona mnie nie skrzywdzi, boję się otworzyć na Miłość w drugim człowieku, na jego obecność, na jego inność, boję się siebie w autentycznej relacji z drugim człowiekiem, bo Miłość zawsze dzieje się w relacji.
Jeśli masz w sercu Miłość święta nie będą okropne. Jeśli masz w sercu żal, pustkę, gniew, bezradność, smutek, rozpacz i z nią zasiądziesz do stołu święta tego nie zmienią. Święta są takie, jaki Ty jesteś w tym dniu. Nie próbuj udawać, że jest inaczej, bo „powinno” być inaczej - to nie wina świąt – oddaj im prawdę o sobie. Rób to każdego dnia, bo tylko wtedy uwolnisz emocje i zrobisz miejsce na coś innego.
Kiedy przy stole szczęście spotyka się z bólem, szczęście przełamuje symboliczny opłatek ze smutkiem to zgadzają się na siebie, otwierają się na siebie, przyjmują siebie tak, jak każdego dnia zanurzają się razem w strumieniu życia.
Jest to, co jest…
Jest prawda i nieprawda, kiedy prawda siada obok nieprawdy musi nastąpić zgrzyt. Może tego nie lubisz w święta – bycia nieprawdziwym? Nie musisz, naprawdę niczego nie musisz…