Menu Ikona menu Ikona zamknij

Już nigdy Cię nie opuszczę

Mały chłopiec upada na kamienistej alejce w parku. Biegnie do mamy, krzyczy – może nawet głośniej niż wskazywałyby na to zabrudzone i otarte, ale nie skaleczone rączki. Mama z daleka woła – nie krzycz – nic się nie stało. Duży chłopiec, a krzyczy na cały park, zobacz jak pani się patrzy i z ciebie się śmieje, no już, nic się nie stało, uśmiechnij się. Chłopiec wyciera rękawem kurteczki noc, połyka łzy, patrzy na „tę panią”, tylko że ja się wcale nie śmieję.

Przypominam sobie jak kilkanaście lat temu będąc naprawdę dużą, bo ponad 30 – letnią dziewczynką runęłam jak długa na Krakowskim Przedmieściu potykając się o ruszającą się płytę chodnikową. Podarte rajstopy, brudny płaszcz, wymazane dłonie, bo dzień był deszczowy. Ratowałam się jak mogłam, ręce piekły, płaszcz wymazany, musiałam dotrzeć do przystanku i wszyscy widzieli moje podarte rajstopy, wcale nie było mi do śmiechu.

Z jakiegoś powodu wielu rodziców uczy swoje dzieci, ze nie należy innym pokazywać swojego cierpienia. Zaciskać zęby, wstydzić się po kryjomu, udawać, że wcale tak bardzo nie zabolało raniące słowo kolegi, być dzielnym chłopcem, być dzielną dziewczynką, Radzić sobie i nie sprawiać innym kłopotu swoim cierpieniem, bo przecież inni mają gorzej.

Jeśli bolał cię kiedyś ząb, uwierał but, wpadła rzęsa do oka, skaleczyłeś palec lub skręciłeś kostkę - wiesz o czym mówię. Dzielna dziewczynka i dzielny chłopczyk nie marze się z powodu skaleczonego palca, noga się zagoi o wstydzie może zapomnisz, ale lekcja tego jak należy obchodzić się z cierpieniem zostaje. Czasem na całe życie.

Najmłodszy samobójca w tym kraju miał 9 lat. Jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył pytają dorośli. Ja zapytam inaczej – jak to możliwe, że dzieci i dorośli tak starannie ukrywają swoje cierpienie, że czasem dochodzi do tragedii?

Jak to możliwe, ze tyle osób potrzebujących pomocy nie chce jej przyjąć mówiąc – nie jest tak źle, bywało gorzej, może to się bardziej przyda komuś innemu, bez przesady - nie jestem aż taki słaby.

Jeśli dziecko dowiaduje się od najważniejszych dla siebie osób, że nic się nie stało, kiedy właśnie coś strasznego dla dziecka się stało, kiedy słyszy, że ma się uśmiechać, być dzielne, udawać, że je wcale tak nie boli jak w rzeczywistości boli, kiedy dorośli nie reagują z empatią i adekwatnie do sytuacji z czasem schodzi do podziemia ze swoim cierpieniem.

A tymczasem cierpienie skupia nas na sobie. Nawet nie musi być to ogromne cierpienie, które staje się czasem centrum naszego doświadczenia, ale zwykła przykrość także. Kiedy słyszę od dorosłej osoby „muszę sobie z tym poradzić sama” myślę – oczywiście, że sama tylko dlaczego samotnie?

Nikt nie powinien cierpieć w samotności. Nikt nie musi znosić więcej niż może i każdy zasługuje na wsparcie. Nie musisz się wstydzić, kiedy przychodzi ci do głowy, że się pożalisz koleżance, wygadasz przyjaciółce lub przyjacielowi, poprosisz o chwilę czasu na rozmowę. To nie jest słabość. Jeszcze większy problem mają z tym mężczyźni, bo im społecznie daję się mniejsze prawo do słabości. Rzadziej są klientami gabinetów terapeutycznych, co nie oznacza, że lepiej sobie radzą. Radzą sobie inaczej, po męsku, krótko, bez rozczulania się, bo chłopaki … nie płaczą.

Niektórzy dorośli odrabiają przez całe życie lekcje odebrane w parku, przy rodzinnym stole, na wycieczce, przy trzepaku i powtarzają te same słowa mówiąc do swojego wewnętrznego dziecka: „nic się nie stało, uspokój się, zaraz pani będzie się z ciebie śmiała, dasz sobie radę sam.”

Może pora żebyś wzięła lub wziął na kolana swoje wewnętrzne dziecko i powiedziała lub powiedział – już nigdy Cię nie opuszczę…

Przeczytaj także

Ikona menu