Tracimy nasze dzieciństwo, potem tracimy dzieciństwo naszych dzieci, tracimy wyobrażenia o świecie i o nas samych, tracimy naszych rodziców, nauczycieli, czasem przyjaciół - przemijamy.
Łzy zostały stworzone do płakania, dziki rechot do wyrażania radości. Nasze gardła do krzyczenia, usta do mówienia i o tym, co sączy się z nich jak miód i o tym, co nas zasmuca, boli, złości.
Kiedyś ktoś zapytał mnie – naprawdę nie ma rozwoju bez bólu? Naprawdę Dąbrowski się nie pomylił? Może można jakoś tak łatwiej…? Może można, ale nie spotkałam.
W naszych warunkach trudno uzyskać choćby wrażenie pustyni zbliżające nas do naszego wewnętrznego doświadczenia, do spotkania z sobą w przestrzeni ciszy.