Kiedy jedną ręką trzymasz przeszłość, a drugą próbujesz trzymać przyszłość nie masz już ręki, która zajmie się teraźniejszością. Znikasz w tej chwili, na którą masz wpływ.
Często można przeczytać lub usłyszeć, że życie jest jak rzeka. Rzeka bywa nieprzewidywalna, zmienna, jej nurt raz bardzo szybki, innym razem leniwy może nas zaskakiwać.
Święta po prostu są. Przychodzą bez względu na to, czy je lubisz, czy nie, czy masz ochotę na to, żeby przyszły, czy nie. Każdego kolejnego roku wywołują Cię, a Ty...
Żyjesz, czy jesteś obserwatorem życia? Karmisz się życiem, czy mu się przyglądasz głodnym wzrokiem patrząc, jak inni czerpią garściami i się w nim zanurzają?
Nadzieja jest uznawana za cnotę, więc pewną dodaną do naszego życia wartość, dzięki której stajemy się pełniejsi, bardziej ufający życiu i boskiemu planowi.
Tracimy nasze dzieciństwo, potem tracimy dzieciństwo naszych dzieci, tracimy wyobrażenia o świecie i o nas samych, tracimy naszych rodziców, nauczycieli, czasem przyjaciół - przemijamy.
Łzy zostały stworzone do płakania, dziki rechot do wyrażania radości. Nasze gardła do krzyczenia, usta do mówienia i o tym, co sączy się z nich jak miód i o tym, co nas zasmuca, boli, złości.
Kiedyś ktoś zapytał mnie – naprawdę nie ma rozwoju bez bólu? Naprawdę Dąbrowski się nie pomylił? Może można jakoś tak łatwiej…? Może można, ale nie spotkałam.