Towarzyszę osobom, które po szczypcie, po odrobince bardziej lub mniej cierpliwie smakują siebie. Im więcej doświadczeń, im trudniejsze, kryzysowe lub traumatyczne doświadczenia tym więcej odcieni emocji, tym bogatszy obraz JA do przyjęcia. Czas spędzony z pacjentem traktuję jako towarzyszenie narodzinom części osoby, które ona powolutku, po ziarenku przyjmuje i integruje.
Podobno każda pora na zmianę jest dobra. Podobno, ale co, jeśli to zmiana wybiera nas? Diagnoza o nieuleczanej chorobie, strata bliskiej osoby, starość z jej ograniczeniami? Puk, puk, to ja zmiana - mam dla Ciebie złą wiadomość... Na chwilę możemy wejść w zaprzeczenie i tak często bywa, ale kiedy czas mija i kolejny dzień potwierdza wiadomość przyjmiesz zmianę? Nie masz wyjścia, nie odejdzie, ale czy na tę zmianę otworzysz serce?
Święta magiczne i święta traumatyczne, nie dla wszystkich takie same. W sercu odnajdujemy znaczenie naszych świąt. Czy w święta kochamy bardziej? Prawdopodobnie nie, ale bardziej pragniemy być kochani, bo miłość spełnia się w relacji. Tym bardziej dotkliwie boli brak więzi, zrozumienie, czułości, obecności im bardziej jej pragniemy. Tak naprawdę pragniemy tego każdego dnia, więc święto mogłoby być zawsze, kiedy ktoś otwiera na nas serce, lub my otwieramy je na kogoś.
Łzy zostały stworzone do płakania, dziki rechot do wyrażania radości. Nasze gardła do krzyczenia, usta do mówienia i o tym, co sączy się z nich jak miód i o tym, co nas zasmuca, boli, złości.